Answer:Swego czasu zastanawiałem się czego brakowało kulturom Ameryki Północnej do osiągnięcia poziomu, w którym istniałyby państwa, lub posiadłości feudalne, wykorzystywano by koło, żelazo, rozwinięta byłaby żegluga przybrzeżna. krótko mówiąc: gdyby Kolumb i następni odkrywcy natknęli by się nie na Azteków i Inków, a cywilizację, kultury istniejące na terenie dzisiejszych USA i Kanady, o poziomie technologicznym mniej więcej wczesnego średniowiecza, czy Polski Mieszka I. Doszedłem do wniosku że potrzebny był co najmniej jeden, ale dobrze by było, gdyby spełnione byłyby dwa warunki.
Pierwszym jest przetrwanie rodzimych koni amerykańskich, lub przybycie do Ameryki przez Beringię koni azjatyckich. Pytanie oczywiście czy zdołano by takie konie udomowić, ale załóżmy że jeśli udało się Indianom z mustangami, to mogło się udać również z rodzimymi/azjatyckimi końmi. No cóż, nie muszę nikogo przekonywać, że koń to mobilność, a mobilność to dynamizm: wymiana genów, informacji, polowania, podboje... Indianie wielkich prerii, będący odpowiednikiem Azjatyckich ludów stepowych na pewno wpłynęli by na cywilizacje Mezoameryki, choćby przez swoje napady mogliby wymusić na tamtejszej ludności zorganizowanie silniejszych organizmów państwowych w celu obrony.
Drugim warunkiem jest zboże. Wiadomo że zbożem Ameryki jest kukurydza. Ale co było, gdyby w dorzeczu Missisipi udomowiono dziki ryż, czyli Ostrudę wodną (zizania) Indianie zbierali nasiona z dzikich roślin, a gdyby w oparciu o tą roślinę nastąpiła rewolucja neolityczna gdzieś pomiędzy Wielkimi Jeziorami a Zatoką Meksykańską? A następnie obszar uprawy roli rozszerzyłby się wzdłuż dorzecza Missisipi, sięgając na wschodzie Apallachów? Kontakt pomiędzy tym obszarem, a Wielkimi Preriami, na których w tym scenariuszu nadal mieszkali by konni (a może hodujący też bizony confused1.gif )koczownicy, ułatwiałby na pewno najazdy tych koczowników na społeczności rolnicze. Gdzie uciekaliby ci rolnicy? Ku Jeziorom, Apallachom, ku wybrzeżu? Tam mogłyby powstawać pierwsze organizmy państwowe. Z czasem, przy jednoczesnym postępie technicznym, "Kultura Missisipi" w końcu dotarłaby nad brzeg Oceanu Atlantyckiego. Wybrzeże Zatoki Meksykańskiej i Wschodnie Wybrzeże USA to małe zatoczki, wyspy, ujścia rzek: spodziewam się rozwoju rybołówstwa i na jakiś przybrzeżnych tratew, łajb. Rybacy znad Zatoki mogliby utrzymywać kontakt z ludami Mezoameryki, co pozwoliłoby na prowadzenie handlu. Co z dzisiejszą Kalifornią: jeszcze nie wiem.
A co inni myślą na ten temat? jakieś uwagi speców od neolitu i starożytności, prekolumbijskiej Ameryki?
Nie jestem specjalistą ani od neolitu ani od starożytności. To, co mi się nasuwa to:
1. Nie wiadomo, czy equus ferus z Ameryki Północnej nawet, gdyby przetrwał wymieranie megafauny (a wcale nie wiadomo, czy owo wymieranie było skutkiem działania człowieka, czy procesów naturalnych, na które człowiek nie miał wpływu...), byłby podatny na udomowienie. Nowsze badania, które ciągle jeszcze wymagają potwierdzenia rzecz jasna, zdają się wskazywać na to, że wszystkie współcześnie żyjące konie domowe pochodzą od jednej, jeden tylko raz udomowionej grupy zwierząt - najprawdopodobniej stało się to gdzieś między Dnieprem a Uralem pomiędzy rokiem 4800 a 3500 p.n.e. Zachowane do czasów historycznych dzikie odmiany konia: koń Przewalskiego i tarpan - nie były podatne na udomowienie. To samo mogło, z dość dużym prawdopodobieństwem, dotyczyć także hipotetycznych koni amerykańskich. Z calą pewnością zaś - nie jest, nie był i raczej nie będzie podatny na udomowienie: bizon...
2. Nad Missisipi istniała dość rozwinięta kultura rolnicza. Pierwsi konkwistadorzy zastali po niej ciepłe jeszcze niemal paleniska i ciągle nie zruinowane chaty - ale samej tej cywilizacji już nie zastały, bo ją zmiotła z powierzchni ziemi ospa. W ciągu kilku lat populacja Ameryki Północnej została zdziesiątkowana. Przy braku większych zwierząt hodowlanych (większość śmiertelnych dla człowieka patogenów jest odzwierzęca i jest skutkiem udomowienia kolejnych gatunków zwierząt) taki brak odporności na choroby zakaźne byłby naturalny. No, chyba że od indyków coś można złapać..? Jeśli tak, to to "coś" szerzyłoby z kolei śmierć i zniszczenie wśród białych...